piątek, 18 marca 2016

(84) Rodzina Malinka, czyli kolejna część Bunker Challenge

Grafika: Ja

Cześć i czołem! Szczerze przyznam, że przez dwutygodniowe leżenie w domu (zapalenie krtani, ech) i myślenie o sporych zaległościach w szkole nie czuję "wyjątkowej" aury świąt Wielkanocnych. O tym, że w przyszłą sobotę muszę iść do kościoła i poświęcić koszyk przypominają mi gałązki bazi, które uwielbiam! Za równy miesiąc czeka mnie trzydniowa przygoda z egzaminem gimnazjalnym oraz ostateczna decyzja nad wyborem szkoły średniej. Jak ten czas szybko leci...
Bardzo mi miło, że nowe wyzwanie na blogu zostało odebrane pozytywnie! :) To ogromna mobilizacja do grania tą rodzinką, której poświęcam ostatnio więcej czasu niż Kunisom. Jak na razie robię przerwę z nimi, ale spokojnie- notka się pojawi, ponieważ jesteście mooocno w tyle. Zapraszam do czytania!

Mijały minuty, godziny, dni, tygodnie... 
Gdyby wszystko było jak kiedyś, na pewno o tej porze siedziałbym w lokalu, popijałbym drinka i rozmawiałbym z piękną panną. Zamiast tego walczę o przeżycie wraz z Ulrike. W przeciągu tygodnia zdążyliśmy się dobrze poznać oraz wyznać sobie uczucia. Rozkwitająca miłość przeplatała się z pracą, oboje dążyliśmy do uczynienia z bunkru dość potulnego zakątka.

Ona malowała cudne obrazy i szyła narzutki, a ja majstrowałem meble i udoskonalałem technicznie sprzęty domowego użytku. Od pewnego czasu Ulrike zaczęła narzekać na poranne nudności oraz miewać dziwne zachcianki.
- Kochanie, może ja jestem w ciąży?- zapytała mnie, trzymając za ręce i posyłając smutny uśmiech.- Przecież my ostatnio to robiliśmy... no wiesz...
- Nawet, jak jesteś to wiedz, że ciebie nie zostawię- odpowiedziałem, gładząc delikatne, kobiece dłonie.- Zawsze chciałem mieć dziecko.

 Przez okres błogostanu ukochanej, zrobiłem przerwę od majsterkowania i zacząłem łowić ryby. Przypomniały mi się czasy, gdy spędzałem dnie z dziadkiem przy stawku, rozmawiając o złowionych okazach. Do dziś w mojej głowie siedzą słynne powiedzonka, które dodają mi otuchy.
"Lepsza mała rybka, złowiona w przeciągu godziny niż kupa wodorostów, złowiona w pięć minut."

Gdy znalazłem się w bunkrze i sprawdzałem zawartość metalowej skrzyni, trafiłem na uroczy pierścionek z brylancikiem. Zachowałem go dla siebie, ale postanowiłem, że podaruję go Ulrike w niecodzienny sposób. Wracając do domu, uklęknąłem przed ukochaną i poprosiłem o rękę.

Niedzielnego poranka obudziła mnie narzeczona, krzycząca wniebogłosy. To oznaczało jedno- nasza pociecha chce wyjść na świat! Zadbałem o wszystko, by dziecko urodziło się zdrowe. Po kilku godzinach na świat przyszedł syn, którego ochrzciliśmy imieniem Michał.

Ulrike przeżyła ciężkie chwile, rodząc siłami natury, lecz to było dla niej mało istotne. Zapragnęła posiadania większej gromadki małych stópek w rodzinie. Zbieg wydarzeń sprawił, że Michał już jako silny dzieciak oczekiwał nadchodzącego rodzeństwa.

 Młody uwielbiał, gdy mamunia tuliła go na dzień dobry oraz dobranoc. Nie rozumiał, dlaczego bawi się w domciu i zastanawiało go, gdzie są rówieśnicy. Simka wiedziała, że syn pozna okrutną rzeczywistość, której będzie musiał stawić czoła. Jak na razie go tym nie zamartwiała- wolała, by miał szczęśliwe dzieciństwo.

Czas szybko płynął, i wydawałoby się, że Ulrike dopiero wczoraj zaszła w ciążę. Poród znów odbył się bezproblemowo, ku naszej uciesze (oraz lekkim niezadowoleniu Michała, że to nie braciszek) na świat zawitała Marysia Malinka.

Marysia wyrosła na silną, spokojną dziewczynkę. Choć w rodzinnym towarzystwie czuła się dobrze, czasem potrzebowała samotności. Wyciszenie się poprzez obserwowanie płynącej strużki wody pomagało jej w opanowaniu emocji.

Z roku na rok żyło nam się coraz lepiej. Niemały ogródek stał się głównym źródłem naszego wyżywienia, rozpocząłem również rozbudowę bunkra. Dzieciaki uczyły się samodzielności i chętnie wybierały się na eksplorację terenu niedaleko domu. Ja uznałem, że to już dobra pora na zawarcie małżeństwa z Ulrike. Była kobietą, którą najbardziej kochałem i to dzięki niej żyję prawie tak, jak przed katastrofą. 

Pewnego razu, podczas połowu ryb, zdarzyło mi się złowić skrzynkę z tajemniczym nasionkiem. Nie wahałem się, czy zasadzić, ponieważ teraz każda roślina miała znaczenie. Po czasie wyrósł z niego Krowokwiat- nasz nowy przyjaciel, uwielbiający pieszczoty.

Ulrike zaszła już w trzecią ciążę. Dzieciaki z niecierpliwością oczekiwały na najmłodsze rodzeństwo i chętnie debatowało o płci malucha podczas wspólnych posiłków.

Kilka simowych tygodni później do Malinek dołączyła Marta.

Przyszedł również czas na urodziny młodych. Z tej okazji przyrządziłem elegancki tort, który ozdobiłem smukłymi, niedużymi świeczkami. (wyobraźmy sobie, że Patryk jest wrodzonym cukiernikiem i nawet z kilku owoców potrafi stworzyć coś ;))

Michał, Marysia i Marta wyrośli na cudowne oraz mądre dzieci. Nie wiem, jak wam, ale Marysia strasznie przypomina mi Hugh Granta (swoją drogą, lubię tego aktora).

Gdy pociechy smacznie spały, a ja i Ulrike mieliśmy czas dla siebie, postanowiłem rozpalić ognisko. Objąłem ukochaną w pasie, obserwując zjadane przez języczki ognia deski.

- Wiesz, kochanie, nawet teraz życie wydaje mi się ciekawsze- powiedziałem w pewnym momencie.- Już tak nie tęsknię za wcześniejszą Oazą Zdrój.
- Chciałabym jednak wrócić do Windenburga- westchnęła Ulrike, uśmiechając się smutno.- Wszędzie było zielono, cudny widok na góry i pasące się owce. Mam nadzieję, że nasze praprawnuki wybiorą się w podróż w poszukiwaniu nowego miejsca zamieszkania.

Wydawałoby się, że relacja jest krótka. Moim zdaniem jest idealna i scala wydarzenia z trzech simowych tygodni. Granie rodziną, która poza radiem praktycznie nie ma kontaktu z elektroniką czy nowowczesnością stało jest bardzo fajne. Nie spodziewałam się, że wyzwanie tak bardzo przypadnie w moje gusta! 
Od teraz zaczniecie ingerować w losy Malinek, mianowicie głosowanie na przedstawicielkę drugiego pokolenia naszej bunkrowej rodziny. Jak dobrze wiecie z poprzedniego posta i przedstawionych zasad, obowiązuje prawo ścisłej równości (spadkobierca płci przeciwnej od płci założyciela) oraz demokracji (czytelnicy/widzowie decydują, które dziecko odziedziczy spadek). Pod tym postem piszcie w komentarzach, która z córek Patryka i Ulrike ma zadbać o kontynuację wyzwania- Marysia czy Marta. Oczywiście wygrywa simka z większą ilością głosów. A co się stanie z przegraną- cóż, tutaj nie zdradzę... ;) Życzę Wam udanego weekendu, trzymajcie się cieplutko:*

21 komentarzy:

  1. Super post! ^^
    Mam nadzieję że z przegraną nie stanie się nic złego!
    Bardzo długo się zastanawiałam, ale w końcu się zdecydowałam...
    Głosuję na Marysię.

    OdpowiedzUsuń
  2. MARTA TEAM! Moim zdaniem ona powinna kontynuować serie. Zrodziłaby pokolenie Hugh Grantów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źle przeczytałem, bo myślałem, że Marta przypomina Hugh'a ;/

      Usuń
    2. hahah, a później świat będzie pełny Hugh Grant-owo podobnych simów... niegłupia idea:D

      Usuń
  3. Jaka gromadka dzieciaczków! Jestem za Marysią! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. powiem, że dla mnie trójka dzieci to za mało... ale może więcej będzie w następnym pokoleniu;)

      Usuń
  4. Ja też jestem za Marysią :D Ciekawie się rozwija to wyzwanie! :D Takie granie "z dala od rzeczywistości simowej" jest moim zdaniem o wiele fajniejsze :) Marta jest uroczą dziewczynką <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. właśnie przez granie Malinkami tymczasowo odechciało mi się zaglądać do Kunisów... mówię serio, hahah!

      Usuń
  5. widzę że wszyscy tu są za Marysią, cóż, ja także, chociaż trochę trudno wybierać między nastolatką a dzieckiem. omg te ostatnie dwa zdjęcia</3 świetnie że pomimo takiej katastrofy Patryk i Ulrike potrafili skupić się na założeniu rodziny.
    buzi!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. niestety, Marta również jest nastolatką ale już nie udało mi się jej uchwycić:c

      Usuń
  6. Jejku jaki super wpis, uwielbiam Twojego bloga będę tutaj regularnie czekam na dalszą część. Interesująca historia tej rodzinki, naprawdę<3
    http://mint-pogrywa.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Na drugim zdjęciu, kobieta na obrazie po prawej stronie przypomina mi trochę Ulrike. Przez chwilę myślałam, że namalowała siebie. XD
    Kurczę, w czwórce boli brak małych dzieci, ale jak tak czytam (i oglądam) Twoje posty, to zaczynam się do tej gry trochę przekonywać. Dzieciaki ładnie wyrosły.
    "Po czasie wyrósł z niego Krowokwiat- nasz nowy przyjaciel, uwielbiający pieszczoty" - przy tym zdaniu parsknęłam śmiechem. Krowokwiat, jedzący simów i uwielbiający pieszczoty. <3
    Hm, zagłosuję na Marysię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już praktycznie 90% graczy, który mają przygodę z czwórką, ubolewają nad brakiem małych dzieci- należę do tego grona;)
      Cóż, miewam taki sobie dziwny humorek, lubię go wplatać w moje notki :D

      Usuń
  8. Ciekawe wyzwanie! Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, a Twoje wykonanie (?) go bardzo mi się podoba. Właśnie mi przypomniałaś, że moja Simka znów musi się wybrać na Magiczną Polanę po krowokwiata. Niestety z poprzedniego został tylko szkielet :( Ja jak zwykle mam odmienne zdanie od reszty, głosuję na Martę :)
    http://myenchantix.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję<3 Co do Krowokwiatów, to trzeba na nie zwracać uwagę- niejeden raz przypadkowo uśmierciłam:c Hmmm... jak nie Magiczna Polana, spróbuj też łowisko za parkiem w Oazie Zdrój, przy malutkim stawku przy samej górze kamieni (? XD). Tam właśnie Patryk złowił nasionko:)

      Usuń
  9. Pierwszy raz na blogach widzę to wyzwanie! Naprawdę świetne ! <3 Pomiędzy dziewczynkami trudny wybór... Hmmmm... ale wybieram Marysię :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Piękne te dzieciaki, kurczę więc ja juz nie głosuję i lecę do następnej notki buzie :*

    OdpowiedzUsuń