Cześć i czołem! Zapowiada się o wiele dłuższy czas nieobecności tutaj
(znowu)- w minionym tygodniu rozpoczęłam drugi rok studiów, z ogromną uciechą w sercu odwiedziłam uczelnię i pozwiedzałam miasto. Do komitetu powitalnego dołączają dydaktycy, którzy już rzucają konkretami i gwarantują brak nudy, a nawet ostrą jazdę bez trzymanki. Zabrzmię bardzo dziwnie, ale tęskniłam za tym!
Zaczynam także małymi krokami szykować się do przeprowadzki, choć dojdzie do niej na początku kolejnego roku. Czuję, że czas najwyższy, po dwudziestu latach przyjemnej laby pod skrzydłami rodziców, nieco bardziej się usamodzielnić. Oby kolejne dni były ku temu przychylne, bo samo to "wydarzenie" i tak mocno uległo zmianę przez, ekhm, panującą na świecie sytuację. A jak już mam nadać temu nazwę, korzystam z określenia pandemii bizarnych dziejów :)
Zapraszam serdecznie na kolejną relację z ostatnio dość spokojnej gry w mojej rodzince. Jakoś brak mi natchnienia na robienie bardziej heroicznych przewrotów, niech to pokolenie cieszy się błogą sielanką :P
Dzisiejszą relację rozpocznę ujęciem radosnej Elizabeth na huśtawce, w nowym wydaniu oraz stanie błogosławionym. Buzia aż sama się cieszy na jej widok!:)
Troskliwy starszy brat Felipe zapewnia wsparcie i mentalne, i medyczne, dzięki temu mogłam już nieco wcześniej dowiedzieć się, że w brzuchu Elizabeth siedzi chłopiec, sztuk jeden.
Kocham to ujęcie! <3
Maka Paka stara się być dobrym wujkiem...
- Wujek, wes przestan.
Gdy ucieszony ukochany, oraz przyszły tatko, pod wpływem silnej miłości prosi wybrankę swojego serca o rękę... <3
Felipe dostaje niespodziankę w postaci drugiej, zapłodnionej kochanki. Chłopcze, szalejesz!
- Cholibka, też masz bebol.
Przyszłe mamy, które spotkały się po raz pierwszy w simowym życiu, miały okazję podzielić się swoimi odczuciami oraz przemyśleniami odnośnie ciąży. Co prawda, w środku nocy, ale każda pora jest właściwa na rozmowę!
A nazajutrz do rodziny dołączył Maui Le Chien! Nie będzie zapewne wyglądał jak bohater Moany, jednakże postanowiłam uhonorować sima imieniem mojej ulubionej postaci z wyżej wspomnianej animacji :)
Prawdę mówiąc, nie mam praktycznie żadnych ujęć z czasu jego "starszego niemowlęctwa", skupiłam się na tym by czym prędzej nabył potrzebne umiejętności i wyrósł z pieluch.
Jakiś czas po urodzinach Maui'ego zapłodniona kochanka numero duo podrzuciła Felipe'owi pod opiekę... BLIŹNIĘTA- Zoię i Marka Illes. W niej widzę przyszłe, chodzące zło, natomiast w nim kandydata na troskliwego, idealnego męża, który nie cierpi dzieci. Tak, ja miałam już taką wizję, gdy zobaczyłam ich dziecięce twarze :P
Szczęśliwy tatko i wujcio Maka Paka w otoczeniu dzieciaków :)
...a Elizabeth po ciąży i wychowaniu małego poczuła powołanie do heroicznego latania z gaśnicą po wyspie. Można? Można!
Dzieci od kochanek podziałały niezwykle motywująco na przystojnego doktora Felipe'a, który podbija serca nie tylko miastowych simek, ale także i partnerki swojego kuzyna, Louisa. Tak, postanowił rozkochać w sobie Elżbietę. A ja tylko patrzę, i czuwam... :D
Bycie syreną i latanie w bikini z parasolką w kolorowe groszki to sulanijskie atrybuty Elizabeth. Ostatnio widziałam ją w stroju codziennym podczas ciąży, przysięgam.
Czy wspominałam, że uwielbiam Sulani za krajobrazy? <3
Dzieciństwo wesołej gromadki nastało końca i okres nastoletni przywitał ich z otwartymi ramionami. Bliźnięta zdecydowały wrócić do swojej matki, jej małżonki i przybranego brata. Zoia wyrosła na zgrabną simkę, która ceni sobie oryginalność, a jej dłonie są jeszcze bardziej lepkie i nieprzypadkowo chwytają za czyiś dorobek.
Mark to zupełne przeciwieństwo siostry i wyglądem bardziej wdał się w ojca. Choć marzy o miłości po kres swoich dni, unikając przy tym latających pieluch, to trzyma się na dystans od reszty społeczeństwa.
A to Adrien (nie Andrew, przepraszam za pomyłkę!) i jestem absolutnie zauroczona jego przystojnością! Po mamie odziedziczył sulanijskie geny oraz bycie syreną. Choć czuje się jak ryba w wodzie wśród swoich, lubi być wredny. Widzę go w przyszłości jako sportowca i łamacza serc, niczym tato Felipe ;)
Nastoletni Maui jest przystojnym mistrzem strojenia min, widać że to syn Elizabeth! Kocha czytać książki oraz spędzać czas w kuchni, a z tym wiąże swoją przyszłość zawodową (oczywiście Bóg Herba o to zadba).
Za co Felipe kocha Sulani? Za pełną czilerkę w słońcu, na dmuchanym materacu. Jak patrzę na to ujęcie, to czuję aż takie ciepło na skórze :)(pomijam fakt, że nabawiłam się poparzenia słonecznego)
Maka Paka próbuje swoich sił w muzyce. Jego postępów na razie komentować nie będę.
Ewidentnie ją opętało. Zaufajcie mi, jestem studentem psychologii i moją specjalizacją będzie interpretacja simowej mimiki twarzy. (śmiech na sali)
Ot takie przypadkowe ujęcie, które niesamowicie mi się podoba! Ma w sobie coś wyjątkowego, co ciężko mi określić wprost... no po prostu! :)
Śmiem twierdzić, że oboje zdecydowanie odziedziczyli cechy wyglądu po Megan, jedynie "drobne" elementy, czyli kolor oczu Felipe'a i podbródek Elizabeth, to zasługa genów Wolfganga. Emilia jako jedyna swój wygląd zawdzięczała ojcu, ale nie będę wnikać w to, że zechciała kopnąć wcześnie w kalendarz :P
Maka Paka pojawia się w domu tylko, żeby zjeść, pospać i pograć w szachy. A tak to lata po całej wyspie ze swoim wszechpotężnym tabletem ekologa.
Ledwo Maui zaczął poznawać uroki wieku nastoletniego, a już zakochał się w blond piękności! Ciocia Herba wyczuwa w przyszłości gromadkę uroczych dzieci, i na dwóch raczej się nie skończy... ;) Szczęściarą jest Babs L'amour, która przeszła niewielką zmianę wyglądu.
Co złego, to nie Wy?
- Dokładnie tak, Herba.
A po miłosnych eksploracjach windenburskich krzaków, najlepiej jest spędzić popołudnie z matulą na leżakach ;)
Adrienowi uruchomił się prankster mood i bez ustanku sprawia ojcu "bardzo sympatyczne" niespodzianki.
Elizabeth trudzi się w mini-tropikalnym ogródku, a w oddali, w wodospadzie, szampańsko bawi się Felipe z kolejną miastową, żonatą simką. Nie zdziwcie się, jak za niedługo napiszę- "Połowa populacji Sulani to owoce nagłej, intensywnej miłości doktorka Müncha i jego kochanek".
Narzeczeni uznali, że czas zrobić małą przerwę od rutyny podsycanej tropikami i uciec do Granitowych Kaskad. EA wysłuchało moich modlitw, pozwalając mi zorganizować szybki, cichy ślub w towarzystwie natury, ciągłej ulewy i chichrających się misiów (powiedzmy, że to ich letnie zajęcie, przygotowują się na zimowe wywrotki). Oficjalnie Elizabeth została Panią Maką Paką :) I takim oto chwytającym za serce akcentem kończę dzisiejszą relację rodziny urzędującej w Sulani.
A do Wierzbowej Zatoczki zapraszają Natalia (w niebieskim topie) oraz niewiele od niej młodsza siostra Nadia (w różowej sukience). Zaraz po tym, jak pierworodna Elżbiety i Louisa urosła, mogła spodziewać się nadejścia towarzystwa do zabawy :)
Urodziny świętował także Matthew, który różni się od Louisa wyłącznie (!) stylem, cechami osobowości i życiowym celem. Pragnie zostać oczytanym bogaczem, który dorobi się pokaźnej rezydencji, poślubi kobietę o szczodrym sercu i wychowa z nią co najwyżej piątkę dzieci :)
A gdy nikt nie patrzy, Elżbieta z ogromnym zaangażowaniem pielęgnuje swój romans z kuzynem partnera. Przytoczę po raz drugi to, że ja tylko patrzę, i czuwam!
Bądźmy dobrej nadziei, że marzenie Louisa powoli zaczyna nabierać kolorów, gdy jego serce zaczęło bić mocniej dla Julii :)
Jak wygląda typowy weekend u Le Chienów? Mianowicie, Natalia próbuje swoich sił na skrzypcach...
Elżbieta nie kryje swojej sympatii do opalania się nago na leżaku...
...oraz pielenia mini-ogródka nago...
Gdy matka/ciotka zdecyduje się zarzucić na sobie ubrania, dziewczynki korzystają z obecności wujka Matthew i bawią się szampańsko na huśtawce.
To ujęcie, jak i powyższe, niesamowicie mi się podobają! <3
Louis stanowczo nie ma talentu do śpiewania, ale jak przychodzi pora na poczwórne urodziny, to można sobie (chyba) pozwolić...
Tak prezentuje się nastoletnia Natalia! Nie kryje się z zamiłowaniem do wyrazistych kolorów, a jej pokój to dormitorium przyszłej pisarki, zdecydowanie podąża śladami świętej pamięci cioci Isabelli (kosmitki, żony Alexandra, czyli najstarszego syna Debbie i Kłaka) :)
Nadia od małego uwielbiała towarzystwo oraz postrzeganie świata w zupełnie inny sposób. Dorastając, postanowiła w niebywale oryginalny sposób wyrazić siebie poprzez wygląd i dąży do brylowania wśród ludzi dzięki bycia liderem popularnej grupy.
Elżbieta z Louisem postanowili jeszcze huczniej świętować osiągnięcie dorosłości poprzez huczny ślub na sulanijskiej plaży :)
A po uroczystości przyszedł czas na poślubne plażing smażing :D
A na sam koniec, znowu romantyczne ujęcie, przy wschodzie księżyca... to wcale nieprawda, że stałam się jeszcze większą romantyczką... Nie, nie. (oczywiście, że tak)
Trzymajcie się ciepło, do następnej notki! :) Mam nadzieję, że jeszcze w tym roku uda mi się dać znak życia spod stosu psychologicznych książek.
P.S. Zachęcam do odwiedzenia karty z rodzinami, które wystąpiły na tym blogu- troszkę tam posprzątałam ;)